Dzień w Quito zaczynamy od kawy na dachu Hostelu Secret Garden, jednym z wielu punktów widokowych miasta. Potem ruszamy na Walking Tour (polecamy!), na którym oprócz najważniejszych zabytków miasta, poznajemy lokalne tradycje i zwyczaje.

Widok Quito z Secret Garden Hostel

Widok Quito z Secret Garden Hostel

Oglądamy Basílica del Voto Nacional (trochę podobną do katedry Notre Dame), kościół El Sagrario i Plaza Independencia; wstępujemy do kanciapy szamana i pracowni czekolady, przechodzimy najstarszą w Quito, klimatyczną uliczką La Ronda. To świetne wprowadzenie do historii i topografii miasta.

Basílica del Voto Nacional

Basílica del Voto Nacional

Plaza Independencia

Plaza Independencia

La Ronda

La Ronda

Najlepszą częścią wycieczki są jednak opowieści o lokalnych wierzeniach i tradycjach. Dowiadujemy się między innymi,

…do czego w Ekwadorze służy świnka morska…

czyli cui (czyt. „kłi” – od dźwięku, który wydaje). Każdy, kto był w Ekwadorze albo Peru wie, że do jedzenie. Ale nie tylko. Przy pomocy cui można sprawdzić, czy goście, którzy przychodzą do domu mają złą energię (świnka staje się wtedy niespokojna). Przede wszystkim jednak, świnka morska jest używana przez rdzennych mieszkańców w szamańskich rytuałach, a konkretnie w czymś, co można by nazwać diagnostyką szamańską. Podczas rytuału szaman przykrywa chorego płótnem i przykłada do wszystkich części ciała świnkę, w której ciele „odbijają” się choroby pacjenta. Świnka niedługo potem kończy swój żywot (niestety 🙁 ), a szaman robi coś w stylu sekcji zwłok i widzi, co jest nie tak z chorym. Sam rytuał nie leczy, ale pomaga postawić diagnozę… Nasza przewodniczka zapewniała, że działa… W wersji „wegetariańskiej” podobny rytuał można odprawić z wykorzystaniem kurzego jajka.

…dlaczego rdzenni mieszkańcy noszą długie włosy…

wierzą bowiem, że energia słońca przechodzi do wnętrza człowieka przez włosy i im są dłuższe tym więcej „się zmieści”.

…a Indianki kolorowe stroje i chusty…

kolory odzwierciedlają tęczę, która jest symbolem płodności – nie tylko tej „ludzkiej”, ale przede wszystkim płodności pachamamy, czyli matki ziemi – żywicielki.

…kto i dlaczego robił „małe głowy”…

rdzenne plemię Jivaro mieszkające w dżungli na pograniczu Ekwadoru i Peru produkowało te osobliwe fanty… Po zabiciu wroga, jego głowa była odcinana, pozbawiana kości, gałek ocznych i mózgu, a usta i powieki były zszywane. Następnie Indianie gotowali ją w specjalnych roślinach, które wywoływały kurczenie się skóry (z zachowaniem jej kształtów), a potem nosili na szyi jako trofea wojenne. „Małe głowy” są wielkości ludzkiej pięści. W dwudziestym wieku, „małe głowy” stały się intratnym towarem handlowym, pożądanym przez kolekcjonerów z „Zachodu”, co sprawiło, że liczba morderstw i zaginięć bardzo wzrosła (stąd też wywodzi się termin headhunding…). W związku z tym, władze zabroniły preparowania ludzkich głów. Można to robić na zwierzętach, ale podobno lokalny know-how zanika z każdym pokoleniem…

(jeśli ktoś chciałby zobaczyć jak wygląda „mała głowa” to będzie zdjęcie we wpisie o Mitad del Mundo. Podobno może też zobaczyć je w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie).

Po trzygodzinnym spacerze wracamy na sjestę do hostelu (zmęczył nas upał i wysokość), ale po południu wracamy na stare miasto Quito. Wchodzimy na wieże Bazyliki (polecamy, ale nie osobom z lękiem wysokości!), z których rozpościera się pyszny widok na miasto. Budowla ma też bardzo ciekawa zdobienia – na fasadach nie ma świętych ani aniołów, tylko zwięrzęta Ekwadoru. Są więc iguany, żółwie z Galapagos, krokodyle, świnki morskie, kondory, mrówkojady, pancerniki i wiele innych. W przewodnikach jest napisane, że to groteskowe – jak dla nas – strasznie fajne…

Widok z Basílica del Voto Nacional

Widok z Basílica del Voto Nacional

Zwierzęta na Basílica del Voto Nacional

Zwierzęta na Basílica del Voto Nacional

Wchodzimy też (nie do końca wiemy dlaczego, ale za darmo 🙂 ) do kościoła Iglesia de la Compañia de Jesús, jednego z „must-see” Quito, którego wnętrzne praktycznie w całości pokryte jest złotem. Compañia to podobno jeden z najbardziej znaczących przykładów hiszpańskiej barokowej architektury w Ameryce Południowej. Ilość złota w środku budzi w nas jednak raczej niesmak, niż zachwyt.