Przypłynęliśmy do Puerto Villamil na wyspie Isabela – największej w archipelagu Galapagos (100km długości) i mającej w swoim obrębie sześć wulkanów (pięć z nich jest aktywnych). Na Isabeli nie ma w ogóle asfaltowych dróg (tylko kawałek wybetonowanej alei z portu do miasta); nie ma tez zbyt wielu ludzi, także znów jest klimacik…

Wejście do Puerto Villamil

Wejście do Puerto Villamil

Przy wyjściu z portu, w cieniu drzew jest kilka ławek, ale znów się nie da usiąść, bo foki leżą wszędzie… no ale są takie słodkie… także wybaczamy im 🙂

Idziemy do centrum hodowli żółwi Arnaldo Tupiza. Po drodze musimy przejść przez skrzyżowanie – drogi „ludzkiej” z „iguanową”. Chyba nie trzeba pisać, że iguany są na drodze z pierwszeństwem… 🙂

Cruce de iguanas - osobliwe skrzyżowanie na Isabeli

Cruce de iguanas – osobliwe skrzyżowanie na Isabeli

W centrum można zobaczyć żółwie we wszystkich stadiach rozwoju.  Co ciekawe, część zwierząt (stanowiących odrębny gatunek) została uratowana z wybuchu wulkanu Cerro Azul w roku 1998 r. Do centrum trafiło w sumie 18 osobników, ale na szczęście chętnych do rozmnażania, także populacja szybko rozrosła się do pokaźnych rozmiarów (200 żółwich dzieci po dwóch latach). Centrum przygotowuje się do wypuszczenia żółwi na wolność w ich naturalne środowisko w okolicach Cerro Azul.

W drodze do centrum przechodzimy przez laguny – nie ma tu już lazurowej wody tylko wielkie błotniste kałuże – same w sobie nie za zbyt zachęcające, ale są w nich flamingi! Stoją sobie na jednej nodze i grzebią dziobami w wodzie…

W drodze do centrum żółwi spotykamy flamingi

W drodze do centrum żółwi spotykamy flamingi

Po południu idziemy do Concha de Perla, którą trochę nie wiem jak opisać. Drewnianym pomostem, przez gąszcz mangrowców dochodzimy do platformy, z której jest wejście do wody – laguny, otoczonej skałami, o które rozbijają się fale oceanu. Concha to podobno świetne miejsce do snorkelingu – my nie mamy niestety maski i rurki. Decyduję się na kąpiel – woda jest lodowata! Jestem w niej może 5, może 7 minut i już do końca dnia jest mi chłodno…

Concha de perla

Concha de perla

Kolejnego dnia jedziemy na zorganizowana wycieczkę do tzw Los Túneles – wulkanicznych pod- i nadwodnych korytarzy, które obfitują w morska faunę. Będziemy pierwszy raz w życiu snorkelować, także mamy trochę stresa… Po godzinnej jeździe motorówką, zakładamy pianki, płetwy, maski, rurki i siup do wody… Zimna… pianka pomaga, ale tylko trochę… Jesteśmy w strefie przybrzeżnej, jest dość płytko, co pozwala być blisko podwodnego „życia”. Przewodnik pokazuje, gdzie mamy płynąć. Jeszcze dobrze nie oswoiliśmy się ze sprzętem, a już płynie do nas ogromny żółw, a zaraz za nim płaszczka! Płyniemy w kierunku mangrowców – przewodnicy pomagają nam zanurkować (wypór wody jest na tyle duży, że trudno to zrobić samemu) i pokazują koniki morskie. Już po chwili kolejny hit – wpływamy do podwodnych jam, w których śpią rekiny. Nie ma co, jest efekt wow! Przed pojechaniem do Túneles czytałam, że można spotkać rekiny, ale myślałam, że będą raczej w wymiarach „akwariowych”, a tu mam przed nosem, półtorametrowe okazy… Na szczęście te na Galapagos nie jedzą ludzi.

Snorkeling na Los Túneles - jesteśmy naprawdę blisko morskiej fauny

Snorkeling na Los Túneles – jesteśmy naprawdę blisko morskiej fauny

Kulminacja efektu wow!, czyli whitetip reef sharks - niestety nie znamy polskiej nazwy...

Kulminacja efektu wow!, czyli whitetip reef sharks – niestety nie znamy polskiej nazwy…

Przed nami ostatnia część wycieczki – wychodzimy na chwilę na ląd, na nadwodną część korytarzy. To miejsce, gdzie można spotkać blue-footed boobies, czyli niebieskonogie głuptaki, jedne z galapagoskich „celebrities”. Trafiamy nie tylko na dorosłe osobniki, ale też na młode. Niezbyt miła nazwa głuptaków, pochodzi z okresu, kiedy po raz pierwszy ludzie trafili na Galapagos. Ptaki, które dotąd żyły bez naturalnych wrogów, w ogóle nie bały się ludzi, którzy zinterpretowali to zachowanie jak brak inteligencji (i niestety wykorzystywali to do swoich celów).

Głuptak niebieskonogi

Głuptak niebieskonogi

Túneles to skały wulkaniczne, które są pozostałością wybuchów wulkanów na Isabeli. Wydawałoby się, że na takim gruncie roślinność nie ma szansy się rozwinąć. Jest jednak inaczej, na skałach rosną pokaźnych rozmiarów kaktusy, które mają wyjątkowe zdolności magazynowania wody. Ograniczony dostęp do substancji odżywczych sprawia jednak, że rośliny te rosną bardzo wolno – ok 1cm rocznie. A często mają kilka metrów wysokości!