Nazka początkowo nie była na liście naszych podróżniczych priorytetów w Peru. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, a następnie polecieć awionetką nad słynnymi liniami, zachęceni rekomendacjami poznanego w Ekwadorze podróżnika. Nie żałujemy, bo linie Nazka, wraz ze swoim pustynnym otoczeniem i nadal nie do końca odkrytymi tajemnicami, zaczarowały nas totalnie. Częścią tej magii są dla nas historie, które nieodłącznie się z liniami wiążą.

Linie Nazka. Historia tajemnicza.

Linie w Nazka rozpościerają się na obszarze ponad 500 km kwadratowych między dwoma rzekami i pokrywają obszar pustyni Nazka – jedno z najbardziej suchych miejsc na świecie. Linie zostały „odkryte” dopiero w latach 20tych XX wieku, co oczywiście było związane z rozwojem lotnictwa – z ziemi linii praktycznie nie widać. Linie to nazwa potoczna – technicznie rzecz biorąc, w Nazka są geoglify, wśród których można wyróżnić trzy grupy – linie proste (ponad 800), figury geometryczne (ponad 300) i najbardziej ciekawe – figury np. małpy, kolibra czy wieloryba (ponad 70). Linie są naprawdę ogromne – największe figury mają prawie 370 metrów długości, a linie ciągną się, aż po horyzont.

Papuga

Papuga

Figury geometryczne

Figury geometryczne

W 1994 linie zostały uznane przez UNESCO za światowe dziedzictwo kultury. Pomimo ponad 80 lat badań nad nimi, nadal nie wiadomo z pewnością, dlaczego zostały stworzone i jakim celom służyły. Wiemy natomiast kto, kiedy i jak je stworzył . Proces „produkcji” był dość prosty. Linie powstały poprzez usunięcie wierzchniej, ciemnej warstwy pustynnej skały (pokrytej tlenkiem żelaza) i odłożenie jej na bok. W praktyce większość ma głębokość od kilku do kilkunastu centymetrów. Linie zostały dobrze zachowane ponieważ piasek na pustyni Nazka ma stosunkowo dużo gliny, która wiąże skały i „utrwala” wszelką działalność na pustyni. Ponadto, wysoka temperatura wytwarza naturalną, gorącą poduszkę powietrzną tuż nad powierzchnią, która chroni przed wiatrem. Według archeologów, nieduża grupa ludzi była w stanie stworzyć nawet te największe figury w ok. 48 godzin. Linie zostały stworzone przez lud Nazka (teoria, że zrobili to kosmici się nie sprawdziła…), który zamieszkiwał obrzeża pustyni, począwszy od ok 900 lat p.n.e. do ok VII wieku naszej ery. Pozostaje pytanie „dlaczego”? Dlaczego tworzyć coś tak dziwnego, spektakularnego, ale co widoczne jest tylko z wysokości. Coś czego ogromu nie da się docenić z perspektywy normalnego życia. Teorii jest wiele.

Wieloryb

Jedna z pierwszych tez dotyczących linii została stworzona przez Marię Reiche (o niej za chwilę), która po długoletnich badaniach stwierdziła, że linie były ogromnym kalendarzem. Wiele z nich, wskazuje np. położenie słońca w dniach przesilenia. Ponadto, figury miały być naziemną mapą będącą odzwierciedleniem nieba (np. pająk miał odzwierciedlać konstelację Oriona widzianą z perspektywy pustyni Nazca). Badania Reiche stanowiły istotną podwalinę dla kolejnych pokoleń badaczy, jednak najnowsze badania raczej nie potwierdzają hipotezy kalendarzowo-astronomicznej. Z całą pewnością część linii rzeczywiście mogłaby stanowić ogromny kalendarz, ale mówimy tu tylko o nieznacznej ich części.

Pająk

Kolejna teoria zakłada, że linie i figury stanowiły wskazania źródeł wody. Zarówno w sensie dosłownym (niektóre linie i figury pokrywają się z głębinowymi źródłami i wybudowanymi przez lud Nazka podziemnymi akweduktami) jak i przenośnym. Według tej teorii lud Nazka traktował ukształtowanie pustyni jako swoiste odwzorowanie lub „makietę” otaczającego ich świata. I tak pustynne wzgórza miały symbolizować odległe Andy, z których woda spływała na pustynię i pozwalała ludziom Nazka egzystować. Powiązanie linii z tak kluczową na pustyni wodą wydaje się logiczne, jednak trudno uznać tę teorię za wyczerpującą, ponieważ, podobnie jak poprzednia, ma zastosowanie tylko do niewielkiej ich części.

Najnowsze badania wskazują, że linie powstały jako część kultu wody i miały znaczenie rytualne lub religijne. Były czymś w rodzaju ogromnej pustynnej świątyni, na której lud Nazka modlił się o deszcz . Linie stanowiły święte drogi do figur geometrycznych, czyli miejsc kultu. Są linie które prowadzą z podwodnych źródeł wody do studni, i naukowcy wierzą, że ludzie Nazka robili rytualne procesje, które miały „zachęcić” wodę, by płynęła ze źródeł do studni. W wielu miejscach na liniach znaleziono potłuczoną porcelanę (którą rdzenni mieszkańcy składali w ofierze bogom), jak również tzw. „trophy heads” – ludzkie trofea, które składane w ofierze miały także zapewnić łaski bogów. Co więcej, archeolodzy stwierdzili, że „produkcja” linii nasiliła się w okresach suszy, co potwierdza ich związek z modlitwami o deszcz. Jeśli zaś chodzi o figury zwierząt – niektóre mogły symbolizować płodność, inne być bezpośrednio związane z wodą (wieloryb, małpa z dżungli amazońskiej), a inne symbolizować cechy pożądane przez szamanów w ich rytuałach i obrzędach.

Obrzeża pustynia i dolina rzeki w Nazka

Maria Reiche. Historia poświęcenia.

Czytając o Nazka, nie sposób nie natknąć się na postać Marii Reiche, niemieckiej matematyczki i geografki, która w 1940 przyjechała na pustynię i została w Nazka do końca swojego życia. Również o niej czytałam, ale jej historia dla mnie tak naprawdę zaczęła się w dniu poprzedzającym wizytę na pustyni i lot nad liniami. Wieczorem poszliśmy do znajdującego się w jednym z hoteli w Nazka planetarium. Po kilkudziesięcio-minutowym pokazie dotyczącym linii, mieliśmy przez teleskop oglądać niebo. Jednak początek pory deszczowej w Andach sprawił, że niebo tego dnia pokryły gęste chmury. Pracownik hotelu, który miał nam pokazać niebo, zaproponował, że w tym czasie możemy obejrzeć pokój, w którym Maria Reiche spędziła ostatnie lata życia. Było to dla nas totalnym zaskoczeniem; nie wiedzieliśmy nawet, że mieszkała w tym hotelu. Maria przez ponad 40 lat mieszkała w chacie na pustyni w bardzo trudnych warunkach (bez wody i prądu). Kiedy była już w podeszłym wieku (i złym stanie zdrowia – od słońca pustyni straciła wzrok i zachorowała na raka skóry), hotel, w uznaniu jej zasług, oddał do jej dyspozycji jeden z pokoi, a po jej śmierci nigdy już go nie wynajął. Niesamowite było już same przebywanie w jej pokoju. Ściany pokrywały zdjęcia i własnoręcznie zrobione przez Marię mapy. Ogromne wrażenie wywarło na nas to, z jakim szacunkiem, podziwem i ciepłem, pracownik hotelu opowiadał nam o Marii i jej poświęceniu dla linii Nazka, jak również o uznaniu i wdzięczności Peruwiańczyków dla jej pracy. Bo bez Marii Reiche najprawdopodobniej dziś nie byłoby dobrze zachowanych i zbadanych linii Nazka. Oprócz badań nad ich znaczeniem, Maria również zajmowała się ich oczyszczaniem, konserwacją, ochroną i dokumentacją. Przekonała peruwiańskie lotnictwo, żeby pomogło jej w badaniach nad liniami i sporządzaniu map. Przy budowie Panamericany w 1939 r. zniszczono geoglif jaszczurki (autostrada przecina jej ogon), więc Maria włożyła dużo wysiłku, żeby uświadomić władzom znaczenie tego zabytku i przekonać do jego ochrony (przez pewien czas sama płaciła za ochronę terenu przed zadeptaniem przez turystów). Ponadto, ufundowała wybudowanie wieży widokowej przy Panamericanie, żeby zwiedzający mogli obejrzeć geoglify bez wchodzenia na pustynię. Maria zmarła w 1998 r. w wieku 95 lat, 4 lata po przyznaniu jej peruwiańskiego obywatelstwa i 3 lata po włączeniu linii Nazka na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dziś jest w Peru bohaterką, określaną mianem „The Lady of the Lines”, choć początkowo jej obsesyjne przywiązanie do linii było uznawane za szaleństwo. Maria dostawała propozycje, żeby wyjechać do Stanów, ale czuła się zobowiązana, żeby zostać w Nazka i chronić jej pustynne skarby.

Jaszczurka z ogonem przeciętym przez Panamericanę. Po prawej stronie widać drzewo i ręce.

Greenpeace. Historia głupoty.

Przedostatnia historia jest współczesna, bo z 2014 roku. Jest to też historia smutna i wywołująca gniew, bo pokazuje brak szacunku dla dziedzictwa kulturowego Peru. Informacje z linii Nazka obiegły światowe media 2 lata temu, podczas trwania szczytu klimatycznego Narodów Zjednoczonych w Limie. Niestety, szczyt przyciągnął uwagę „aktywistów” z Greenpeace, którzy postanowili wykorzystać moment i zrobić „happening” dotyczący znaczenia energii odnawialnej. Greenpeace wybrał linie Nazka na miejsce swojego „show”. Pod osłoną nocy aktywiści umieścili obok figury kolibra ogromy, żółty napis „Time for change! The future is renewable. Greenpeace”. Złamali zakaz wejścia na linie i zniszczyli duży obszar wokół geoglifu kolibra. Wywołało to ogromne wzburzenie Peruwiańczyków, zwłaszcza, że koliber jest najlepiej zachowaną figurą w Nazka i dla wielu Peruwiańczyków stanowi symbol ich kraju. Akcja Greenpeace wywołał medialną burzę i zainicjowała działania rządu i organów ścigania Peru, mające na celu ukaranie winnych (ataki na zabytki archeologiczne w Peru podlegają karze do sześciu lat więzienia). Greenpeace zadeklarował pełną współpracę z władzami, ale dopiero ponad półtora miesiąca od zdarzenia ujawnił dane czterech (z ponad dwudziestu!) osób, które brały udział w akcji, a w zasadzie w akcie wandalizmu w Nazka. Wszyscy zdołali zbiec z Peru. Z informacji prasowych wynika, że żadna z tych osób nie odpowiedziała za swoje czyny, choć trzem z nich postanowiono zarzuty. Postępowanie sądowe w sprawie nadal trwa.

Koliber. Greenpeace zniszczyło obszar między dziobem a lewym skrzydłem.

My w Nazka. Prosta historia.

Dobrze wspominamy nasz niespełna dwudniowy pobyt w Nazka. Przyjechaliśmy do tego niewielkiego, pustynnego miasteczka po południu autobusem z Limy i po kilkuminutowym spacerze z dworca dotarliśmy do hostelu. Nasza gospodyni okazała się równą babką i pomogła nam zorganizować lot nad liniami następnego dnia (po cenie lepszej niż proponowały nam agencje), poleciła dobre knajpy w mieście, zaproponowała, że następnego dnia poczeka na nas ze śniadaniem, aż wrócimy z pustyni (czyli prawie do południa), a tuż przed wyjazdem na lotnisko dała mi tabletki na chorobę lokomocyjną (bardzo, bardzo potrzebne dla ludzi o słabych żołądkach…).

Wieczorem delektowaliśmy się peruwiańską kuchnią, a następnie wyedukowaliśmy się na pokazie w planetarium. Następnego dnia o 8 pojechaliśmy na lotnisko, gdzie szybko załatwiliśmy wszystkie formalności. Kluczową sprawą było ważenie pasażerów, jako że lecieliśmy 6-osobową Cessną; dla niewtajemniczonych – to bardziej samolocik niż samolot, który spokojnie można by zaparkować, w dużym pokoju 50-metrowego mieszkania w bloku… Musieliśmy trochę poczekać na lotnisku (kolejna okazja obejrzenia projekcji dotyczących linii), żeby około 10 wreszcie wsiąść do samolotu (oczywiście przed wejściem obowiązkowa sesja fotograficzna 😉 . Start poszedł gładko i po kilku minutach nie było już nic poza pustynią. Nawet bez linii widok robił wrażenie.

My i samolocik

Widoki obłędne nawet zanim dotarliśmy do linii

Trochę obawialiśmy się czy będziemy w stanie zobaczyć geolify, ale większość z nich okazała się bardzo wyraźna. Żebyśmy dobrze widzieli linie, piloci robili mocne, gwałtowne skręty, których mój żołądek zdecydowanie nie pochwalał. Na szczęście peruwiański aviomarin okazał się skuteczny. Podczas półgodzinnego lotu widzieliśmy w sumie 12 figur (m.in. wieloryba, astronautę, małpę, kolibra i jaszczurkę) i wiele figur geometrycznych oraz ciągnących się po horyzont prostych linii. Niezapomniane doświadczenie.

Małpa

Czapla

Po powrocie do hostelu i śniadaniu, wracamy na pustynię. Jedziemy autobusem do dwóch punktów widokowych – na wieżę i na niewielkie wzgórze nieopodal Panamericany. Przy wejściu do wieży napotykamy mini bazar, ale na szczęście po pokonaniu kilka pięter, zostawiamy zgiełk poza zasięgiem zmysłów. Na szczycie ruch turystyczny jest raczej umiarkowany. Z wieży widać trzy geoglify – drzewo, ręce i przeciętą autostradą jaszczurkę.

Ręce. Mają tylko dziewięć palców. Co ciekawe, Marii Reiche również brakowało jednego palca.

Fragment geoglifu drzewa; za nim ogon jaszczurki.

Wracamy na ziemię i po około kilometrze spaceru wzdłuż Panamericany docieramy na naturalny mirador. Oprócz nas, nie ma nikogo. Nie widać już figur, za to jesteśmy otoczeniu setkami prostych linii. Są wszędzie. Pustynia nas hipnotyzuje. Z jednej strony poprzecinana liniami płaszczyzna, z drugiej surowe ostrosłupy gór. Moglibyśmy tak siedzieć godzinami. Zaczynamy rozumieć obsesję Marii, sami jednak nie mamy tyle pasji i wreszcie schodzimy do Panamericany, łapiemy autobus i wracamy do rzeczywistości. Ale trochę magii Nazka w nas pozostaje.