Po kilkudniowym wypoczynku w Auckland (i po wypadzie do parku narodowego Tongariro, gdzie niestety cały czas padało…) postanowiliśmy pojechać do zatoki Hawke’s Bay. Miastem wypadowym do jej eksplorowania jest Napier. Pogoda jednak nie dopisała, znów prawie cały czas lało, więc wycieczki po okolicy zamieniliśmy na snucie się po Napier, picie wspaniałego lokalnego wina i delektowanie się tajską kuchnią. Napier intryguje swoją architekturą.

We wczesnych latach 30tych poprzedniego wieku zostało zniszczone podczas trzęsienia ziemi, a jego odbudowa przypadła na okres, w którym w modzie było Art Deco. Napier to jedno z tych miejsc na świecie, gdzie ten styl jest najlepiej widoczny. Chodząc po Napier, miałam wrażenie, że jak nic zza rogu wyjdzie zaraz Wielki Gatsby…

W Napier jest również największe w Nowej Zelandii oceanarium. W skali globalnej nie jest może najbardziej atrakcyjne, ale świetnie się w nim bawiliśmy. Oprócz ryb, obejrzeliśmy w nim ptaki kiwi (a to są dopiero śmiesznoty!) oraz załapaliśmy się na pokaz karmienia rekinów!