Azja Południowo-Wschodnia to dla mnie kraina jedzenia. Jest pysznie, różnorodnie i tanio. Ten rejon świata to nie tylko smażone makarony, ostre curry, łagodne mleko kokosowe i mnóstwo ryżu. Na uwagę zasługują również owoce. Intensywne kolory i egzotyczne kształty patrzą na nas z ulicznych straganów. Musimy się skusić. Podczas kilkunastu tygodni w Azji wiele owoców widzieliśmy i smakowaliśmy po raz pierwszy. Poniżej kilka słów o tych, których udało nam się skosztować.

Rambutan

Rambutan to owoc o dość kontrowersyjnym wyglądzie. Są to bowiem niewielkie włochate kulki. Początkowo wydaje nam się, że zjedzenie rambutana będzie proste. Wystarczy lekko przekroić owoc w poprzek i jasna kulka łatwo wychodzi ze „skorupki”. Problem jednak stanowi pestka, którą trudno wyciągnąć, co jest dość irytujące. Rambutan jest bardzo mięsisty i ma wyjątkowo słodki smak. Jak dla mnie trochę zbyt słodki.

Smoczy owoc

Smoczy owoc jest wyjątkowo ładny. Intensywnie różowa skórka, która układa się w jakby smocze łuski, otacza nieoczywisty kolorystycznie, czarno-biały środek. Smoczy owoc jest łatwy w obsłudze – wystarczy przekroić go na pół lub na ćwiartki i delikatnie zdjąć skórkę (która łatwo odchodzi). Smakuje trochę jak kiwi, ale jest mniej soczysty i niezbyt słodki. Kiedy pierwszy raz jedliśmy smoczy owoc, wydał nam się nieco nijaki – ani słodki, ani intensywny, ani soczysty. Ale szybko się do niego przekonaliśmy i stał się on naszym ulubionym południowo-azjatyckim owocem. Teraz kojarzy nam się z owocowymi śniadaniami, które jedliśmy na plaży na tajskiej wyspie Koh Samui. Jest to chyba też najładniejszy owoc, który znam.

Mangostan

Kulki wielkości niedużych mandarynek o kolorze bakłażana to mangostan. Owoc zupełnie niepodobny do mango 😉 . Po przekrojeniu w poprzek naszym oczom ukazuje się kilka białych ząbków, bardzo podobnych do czosnku. Dziwne. Rezerwa jednak znika, kiedy zjadamy mangostan. Jest soczysty i bardzo słodki. Pycha. W środku jest mała, niejadalna pestka (w mniejszych owocach właściwie niewyczuwalna). Mangostan jest u nas zdecydowanie na tak.

Custard apple, czyli budyniowe jabłko

Nie wiem jak ten owoc nazywa się po polsku, a „budyniowe jabłko” to – chyba nieudolna – próba przetłumaczenia jego nazwy. Custard apple intryguje wyglądem i początkowo stanowi zagadkę pod tytułem „jak to się je?”. Internety podpowiadają, że należy owo jabłko przekroić, a środek zjeść łyżeczką. Tak też robimy. Tekstura miąższu przypomina gruszkę, a smakuje…. trochę jak budyń. Owoce, których próbowaliśmy, były jednak jeszcze nie końca dojrzałe i smakiem nie powalały.

Kokos

W pierwotnym zamyśle kokos miał się wcale tu nie znaleźć. Owszem – owoc tropikalny, ale jakże popularny na świecie. Znany chyba wszystkim. Jednak podczas kilku tygodni w Azji wodę z kokosa piliśmy tak często, że nie wypadałoby o nim nie wspomnieć. Zwłaszcza, że podczas jednego z wieczorów na tajskiej plaży znaleźliśmy kokosa, który właśnie spadł z drzewa i postanowiliśmy go zjeść. A zjedzenie kokosa to już sprawa niełatwa, to zadanie wymagające sprytu, cierpliwość, siły i odpowiednich narzędzi, a maczety ze sobą nie mieliśmy 😉 . Będąc na plaży, zdarliśmy z niego wierzchnią warstwę, co trwało dobrze ponad kwadrans. Użyliśmy do tego celu kombinerek, które były częścią szwajcarskiego scyzoryka (który mieliśmy przy sobie akurat po to, żeby otworzyć nim piwko na plaży 😉 ). Potem już w hotelu wydłubaliśmy kokosowi dwa „oka” (najłatwiej jest zrobić dziurę w tym największym) i przelaliśmy płynny środek do kubeczka. Potem udało nam się (tzn. Mariuszowi się udało) rozłupać go na dwie części i mozolnie zaczęliśmy wydłubywać cenny miąższ. Był pyszny, intensywny w smaku, lekko tłusty i słodki. Jedliśmy go na cztery razy, bo był bardzo sycący.

Warto wspomnieć, że zarówno dojrzałe kokosy jak i te jeszcze „zielone” mają swoje zastosowanie. Zielone, młode owoce mają w sobie dużo wody kokosowej i są często serwowane jako orzeźwiający, plażowy (i nie tylko) napój. Po wypiciu można najczęściej poprosić sprzedawcę o przekrojenie owocu i zjeść miąższ, który cienką warstwą pokrywa wnętrze. Smakuje dość neutralnie i ma bardzo subtelny, kokosowy posmak. Kokos dojrzały ma zdecydowanie mniej soku, za to miąższ jest gruby, mięsisty i… smakuje, of course, jak wiórki kokosowe 😉 .

Rose apple, czyli jabłko różane 

Niestety zapomnieliśmy zrobić zdjęcie… Ale jabłko różane wyglądem przypomina połączenie malinowego pomidora i jabłka (nie ma jednak typowego ogonka). Jabłka różane jedliśmy niestety tylko raz – mimo że to owoc typowy dla tej części kontynentu azjatyckiego, to nie widzieliśmy go zbyt często na straganach. A szkoda, bo lekko cierpki, orzeźwiający smak i soczysty miąższ bardzo przypadły nam do gustu. W upalny dzień wyjęte z lodówki różane jabłko cudownie gasi pragnienie.

i wiele, wiele innych…

których nie udało się nam spróbować. Jesteśmy gapy, bo jakoś nie zebraliśmy się, żeby spróbować duriana (czyli najbardziej śmierdzącego owocu na świecie), owocu drzewa bochenkowego, wężowego owocu i kilku innych. Mamy więc powód, żeby do Azji wrócić (i nie zawahamy się go użyć).