Pierwszą część pobytu w Maroko postanowiliśmy spędzić na zwiedzaniu miast. Z Marrakeszu bardzo przyjemnym pociągiem pojechaliśmy do Fezu – miasta, w którym wszystko jest  ‘bardziej’ – medyna jest bardziej szalona, sprzedawcy bardziej natarczywi, zapachy bardziej intensywne… Dla wielu osób Fez to zbyt wiele do przełknięcia. My do miasta przyjechaliśmy w bojowych nastrojach, dobrze się w nim bawiliśmy i nie przeszkadzało nam nawet to, że za każdym razem powrót do hotelu wiązał się z kilkunastominutowym błądzeniem po wąskich uliczkach medyny. Kolejnym przystankiem było Meknes (i okolice), w którym, szczerze mówiąc, lekko się znudziliśmy. Następnie pojechaliśmy do Tangeru (czyli prawie do Hiszpanii), słynącego, w bliskich nam kręgach, głównie z tego, że byli w nim moi rodzice 😉 . W Tangerze trafiliśmy na słabą pogodę, która trochę pokrzyżowała nasze plany, ale mimo tego cieszyliśmy się poczuciem przestrzeni oferowanym przez to portowe miasto. Za to kolejna destynacja – górskie miasteczko Chefchaouen i jego hipnotyzująca, trochę surrealistyczna, niebieska medyna zdecydowanie zrobiły efekt wow! Nasz mieszczuchowy tour zakończyliśmy krótką wizytą w stolicy – Rabacie. To nadmorskie miasto zapamiętamy nie dzięki zabytkom czy medynie, ale gigantycznym falom, które spektakularnie przelewały się przez falochrony i wywoływały ciarki na naszych plecach. Zapraszamy na ekspresowy, obrazkowy rajd po marokańskich miastach!