O Malezji nie wiedzieliśmy nic. W zasadzie prawie nic. Wiedzieliśmy, że w jej stolicy stoją dwie ogromne wieże Petronasu i że jest to jeden z najlepiej ekonomicznie rozwiniętych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Na nasz pierwszy przystanek wybraliśmy Malakkę – średniej wielkości portowe miasto położone na zachodnim wybrzeżu półwyspu malajskiego.
Tag: Miasta
Singapur to dziwne miejsce. Nie pasujące do Azji. Do przesady zaplanowane i zaprojektowane. Z mnóstwem zakazów i nakazów, centrów handlowych, drogich hoteli i luksusowych marek. Kiedy byliśmy w Singapurze, nie do końca czuliśmy, że to prawdzie miasto. Mieliśmy poczucie, że jesteśmy ludzikami na perfekcyjnie zrobionej makiecie nowoczesnej, biznesowej dzielnicy. Ład, porządek i harmonia panowały nawet w Chinatown.
W Sydney byliśmy tylko chwilę. Wizyta w mieście była trochę szalona, bo jeszcze tego samego dnia byliśmy w Górach Błękitnych. Nie widzieliśmy dużo. Ale widzieliśmy Operę, która nas zaczarowała. A kiedy zaszło słońce, zrobiło się ciemno, a Sydney zamigotało milionem światem, było zjawiskowo.
Po kilkudniowym wypoczynku w Auckland (i po wypadzie do parku narodowego Tongariro, gdzie niestety cały czas padało…) postanowiliśmy pojechać do zatoki Hawke’s Bay. Miastem wypadowym do jej eksplorowania jest Napier. Pogoda jednak nie dopisała, znów prawie cały czas lało, więc wycieczki po okolicy zamieniliśmy na snucie się po Napier, picie wspaniałego lokalnego wina i delektowanie się tajską kuchnią. Napier intryguje swoją architekturą.
Czekaliśmy na Nową Zelandię. Ja to nawet długo czekałam. Pierwszy raz miałam tam polecieć w styczniu zeszłego roku, ale na drodze stanęła praca. Teraz musiało się udać. Ale na kraj hobbitów czekaliśmy nie tylko pchani chęcią zobaczenia go. Po pięciu miesiącach przyjemnej, ale jednak tułaczki, potrzebowaliśmy chwili stabilizacji – zarówno w sensie fizycznym jak i społecznym 😉 . Naszym pierwszym przystankiem w Nowej Zelandii było Auckland (nie, nie stolica, którą jest Wellington – też nie mogłam uwierzyć…).
Kolejny przystanek w Chile to nadmorskie, a w zasadzie nadoceaniczne Valparaíso. Miasto położone jest niedaleko Santiago (ok. 100km) i na szczęście w sezonie letnim nie jest tak gorące jak stolica. W Valparaíso znajduje się ogromny port. Jest tam też jeden z domów Pabla Nerudy. A w pobliskim Viña del Mar można plażować. Jednak to, co najbardziej przyciąga, to miasto jako takie.