O Malezji nie wiedzieliśmy nic. W zasadzie prawie nic. Wiedzieliśmy, że w jej stolicy stoją dwie ogromne wieże Petronasu i że jest to jeden z najlepiej ekonomicznie rozwiniętych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Na nasz pierwszy przystanek wybraliśmy Malakkę – średniej wielkości portowe miasto położone na zachodnim wybrzeżu półwyspu malajskiego.
Po drodze z Singapuru pozytywnie zaskoczyła nas infrastruktura drogowa. Podziwialiśmy również plantacje palm (a konkretnie olejowców gwinejskich), które wydały nam się dość urokliwe (choć potem przeczytaliśmy, że rozwój przemysłu palm olejowych doprowadził do degradacji wielkich połaci dżungli w tym regionie).
Malakka, podobnie jak pozostała część Malezji, to tygiel – „rdzenna” kultura malajska miesza się tu z tą przywiezioną przez Chińczyków, Hindusów i Europejczyków. Mamy wrażenie, że te dwie pierwsze nacje są bardziej liczne niż Malajowie, choć wiedza fachowa sugeruje inaczej. Chińczycy i Hindusi stanowią odpowiednio 23% i 7% społeczeństwa, podczas gdy Malajowie to dokładnie połowa z 32-milionowej ludności. Choć kiedy czytamy o historii i rozwoju kraju, nasza percepcja okazuje się słuszna – Malajowie dominują na obszarach wiejskich, podczas gdy Chińczycy częściej zamieszkują miasta. Od kilkudziesięciu lat ta dysproporcja stopniowo, choć dość powoli się zmniejsza.
Nie do końca wiemy czy to podłoże kulturowe, nie tak daleka kolonialna przeszłość, czy może coś jeszcze innego, ale w Malezji poziom angielskiego jest zaskakująco wysoki. Podczas trzech tygodni, które spędziliśmy w tym kraju, nie mieliśmy żadnych problemów z dogadaniem się. Nawet jeśli rozmowa tyczyła się spraw bardziej złożonych niż pytania o drogę czy zamówienie jedzenia.
Malakka została założona na przełomie XIV i XV wieku przez hinduskiego księcia-renegata-pirata, który na półwysep malajski przybył z… Sumatry (szlakiem wiodącym przez dzisiejszy Singapur). „Księciu” 😉 skumplował się z Chińczykami, którzy z kolei mieli chronić miasto przed Tajami. Tia… i już wiadomo, że historia miasta (i kraju) będzie trudna do ogarnięcia… (zwłaszcza dla mnie – nogi z historii…). Przyjaźń z Chińczykami przyciągnęła chińskie statki na Morze Andamańskie i do cieśniny Malakka, co z kolei zachęciło do przybycia hinduskich kupców. Ci oprócz handlu przywieźli na półwysep malajski również islam, który do dziś jest dominującą religią. Dlaczego hinduscy kupcy byli muzułmanami a nie wyznawcami hinduizmu? Nie mam pojęcia; to temat do zgłębienia w przyszłości.
W XVI wieku Malakka była ważnym portem, z którego (poprzez hinduskich, arabskich i weneckich kupców) dostarczano do Portugalii przyprawy (wiadomo, że z Indonezji 😉 ). Portugalia chciała pozbyć się pośredników i stworzyć bezpośredni korytarz handlowy między Lizboną a Malakką, więc wysłała tam swoich kupców, a tuż za nimi żołnierzy. Następnie, w dużym skrócie, zajęła miasto na 130 lat. Do czasu kiedy Malakką zainteresowali się Holendrzy, którzy z pomocą Malajów z sąsiadującego księstwa wyparli Portugalczyków. Niderlandy kontrolowały miasto przez kolejne 150 lat, aż do przyjazdu Brytyjczyków, którzy w następstwie wydarzeń w Europie na przełomie XVIII i XIX wieku przejęli kontrolę nad holenderskimi koloniami w południowo-wschodniej Azji.
W dzisiejszej Malace historii można się uczyć, chodząc po mieście. Wpływy chińskie są najbardziej widoczne w starej części miasta – na ulicy Jonker Walk i w jej okolicach. Chinatown wypełniają jednopiętrowe kamienice, często zdobione chińskim pismem lub motywami z tego kręgu kulturowego. Na parterach kamienic jest sporo drobnego handlu, niewielkich hurtowni i zakładów naprawczych. Ale nie tylko. Ta część miasta jest najbardziej klimatyczna, więc i ulubiona przez turystów. Jest sporo knajpek, hoteli, hosteli i sklepów z pamiątkami. Wielokulturowość i wpływy różnych religii można chyba najlepiej poczuć na ulicy zwanej przez odwiedzających Temple Street, czyli ulicą świątyń. Są na niej cztery budowle religijne – świątynia hinduistyczna, buddyjska, buddyjsko-taoistyczno-
Po drugiej stronie rzeki można napotkać pozostałości po europejskich kolonizatorach – ruiny portugalskiego fortu A Famosa, dwa holenderskie kościoły i ratusz. Kilka kilometrów za miastem znajduje się dawne portugalskie siedlisko.
Dzisiejsza Malakka nie jest ważnym portem i nie przyciąga już wielkiego handlu. Jest za to magnesem na turystów, których w mieście nie brakuje. Oprócz zwiedzenia, w Malace można i trzeba jeść. Naszym faworytem był Capital Satay – knajpka w której samemu, w intensywnym, słodko-ostrym wywarze trzeba było ugotować obiad, wybierając ulubione smakołyki z przygotowanych przez obsługę szaszłyków.
Comments are closed.