Po pięciu miesiącach opuściliśmy Amerykę Południową. Dość dokładnie zwiedziliśmy Ekwador, Peru, Boliwię, Chile i Argentynę. Na chwilę „skoczyliśmy” też do Urugwaju i Brazylii. Przyjechaliśmy bez żadnych oczekiwań i z bardzo ramowym planem. Ameryka Południowa często nas zachwycała, czasami zaskakiwała, bardzo rzadko rozczarowywała.
Tag: Peru
W Cusco byliśmy w sumie ponad tydzień. Dużo czasu spędziliśmy snując się po mieście i odpoczywając. Ale nie tylko – postanowiliśmy pojechać na jednodniowy trek na Vinicunce, zwaną też Rainbow Mountain, lub, w wersji hiszpańskiej, Montaña de Siete Colores. Widoki były nieziemskie.
Machu Picchu to kulminacyjny punkt chyba każdego wyjazdu do Peru. Dla nas również był to ważny element podróży, choć mieliśmy obawy czy rzeczywistość sprosta sławie zaginionego miasta Inków i wysokim oczekiwaniom z nim związanym.
Do kanionu Colca decydujemy się jechać na zorganizowaną, trzydniową wycieczkę. Początkowo chcieliśmy iść sami, ale niski sezon, a co za tym idzie korzystne ceny, przekonują nas do opcji „agencyjnej”. Decydujemy się na wersję trzydniową (ta bardziej popularna to dwa dni w kanionie), bo chcemy mieć sporo czasu na „chillout” w oazie Sangalle na dnie kanionu. Nie żałowaliśmy, bo trafiła nam się nieduża (8 osób), ale fajna, niemiecko-irlandzko-argentyńska grupa, a dodatkowe popołudnie nad basenem w oazie było miłą nagrodą po dwóch dniach trekkingu.
Arequipa, czyli białe miasto. Znane ze swojej kolonialnej architektury (zbudowanej z wulkanicznej skały sillar), klasztoru Santa Catalina oraz Juanity (lodowej mumii inkaskiej dziewczynki, złożonej w ofierze na szczycie wulkanu Ampato). Spędziliśmy w tym mieście kilka dni, odpoczywając, planując wypad do kanionu Colca i zwiedzając. Poniżej subiektywna lista tego, co trzeba, a co można zobaczyć w Arequipie.
Do stolicy Peru przyjechaliśmy bez żadnych oczekiwań. Spodziewaliśmy się zatłoczonej, hałaśliwej metropolii, a Lima okazała się pięknym, nowoczesnym i przestrzennym miastem. Zakochaliśmy się w Miraflores, zawieszonej na klifach dzielnicy nad oceanem, która nie raz pojawia się w powieściach Mario Vargasa Llosy. Wciągnęły nas limeńskie muzea, dzięki którym lepiej zrozumieliśmy ewolucję peruwiańskiej kultury począwszy od czasów prekolumbijskich na współczesności skończywszy. Wtopiliśmy się w tłum w kolorowej chińskiej dzielnicy. Wreszcie, zaczarował nas pokaz fontann w Parque de la Reserva.
Po kolejnym dniu odpoczynku w Huaraz, wreszcie wyruszamy na trek Santa Cruz. O 5 rano wsiadamy do minibusa do Yungay, gdzie przesiadamy się do kolejnego, nieco bardziej „rozklekotanego”, który zawiezie nas do wioski Vaqueria – początku treku. Z Yungay mamy do pokonania 60km – niby niedużo, ale droga jest gruntowa, dziurawa i pełna serpentyn.
Planując podróż po Peru, kluczowym przystankiem, chyba najbardziej przeze mnie oczekiwanym, były Kordyliery, a w zasadzie Kordyliera Biała. Jadąc z Ekwadoru, był to też jeden z naszych pierwszych przystanków w Peru – po rozczarowującym Chiclayo i niezłym Trujillo (Chan Chan polecamy).