Jak tylko przyjechaliśmy do Parku Narodowego Chitwan, a dokładniej do wioski Sauraha położonej na jego obrzeżach, to zaczęliśmy żałować. Głównie tego, że nie przyjechaliśmy tu wcześniej, zamiast siedzieć tyle w, bądź co bądź, dość turystycznej i mało klimatycznej Pokharze. Z wysokich gór przenieśliśmy się do serca nepalskiej dżungli (choć masyw Manaslu cały czas wisiał nad horyzontem). Było to odczuwalne – było cieplej (choć nie upalnie), zrobiło się soczyście zielono, a i w przydomowych ogródkach zamiast jaków można było dostrzec… słonie.
Tag: Zwierzęta Page 1 of 2
Pierwsze dni w Kazachstanie spędziliśmy w miastach (Astanie i Ałma-Acie), oraz na chodzeniu po górach. Wreszcie nadszedł czas wybrać się w głąb kraju. Przez dwa dni eksplorowaliśmy park narodowy Altyn Emel znajdujący się 200 km na północny-wschód od Ałma-Aty. Po drodze, z okna samochodu widzieliśmy zbiornik retencyjny Kapchagay (Kazachstan to duży kraj to i zbiornik duży – prawie 70 km długości i około 20 km szerokości) oraz kazaskie Las Vegas.
Tajska wyspa Ko Tao to mekka nurków. Zwłaszcza tych początkujących, bo to podobno jedne z najtańszych miejsc na świecie, w którym można zrobić kurs nurkowy. Rozważaliśmy przez chwilę, czy się nie skusić. Stwierdziliśmy jednak, że nie potrzebujemy kolejnego czasochłonnego i drogiego hobby. I że mamy jeszcze czas, żeby się wkręcić w nurkowanie (zdecydowanie jest na liście rzeczy do zrobienia!). Na Ko Tao jednak pojechaliśmy, bo oprócz nurkowanie to również świetna miejsce do snorkelingu.
Bali – jedni je kochają, inni nienawidzą. Nam na tej najbardziej popularnej indonezyjskiej wyspie bardzo się podobało. W Ubud, kulturalnej i artystycznej stolicy Bali spędziliśmy ponad tydzień. Był to tydzień dość leniwy, jako że po australijskim samochodowym maratonie potrzebowaliśmy trochę luzu i nic-nie-robienia. Zwiedziliśmy lokalne świątynie, obejrzeliśmy położone niedaleko Ubud tarasy ryżowe i na dwa dni wypożyczyliśmy motorynkę.
Dzień 5. Murramarang – Bateman Bay – Central Tilda
Noc spędziliśmy na parkingu tuż przy głównej drodze. Było słychać przejeżdżające samochody, ale i tak wyspaliśmy się zacnie. Rano, kiedy wyjrzeliśmy z auta, jakieś 100 metrów od nas przekicał kangur! Wspaniała miejscówka! Takich widoków raczej nie mają w Hiltonie 😉 .
Kolejnym punktem na naszej osobistej mapie świata była Australia. Pomysł na zobaczenie tego kraju przeszedł dość poważną ewolucję. Chociaż nie. Przeszedł proces odwrotny do ewolucji… Początkowo (kiedy planowaliśmy naszą podróż jeszcze w Polsce) chcieliśmy kupić w Australii samochód i spędzić w niej trzy miesiące, zwiedzając możliwie dużą część kraju. Jednak zaczęło nam brakować czasu i (po Argentynie i Nowej Zelandii) trochę obawialiśmy się o budżet. Plan więc został zmieniony na: krótko, intensywnie i ekonomicznie 🙂 .
Po ponad miesiącu w Patagonii w końcu dotarliśmy do naszego ostatniego przystanku w tej pięknej krainie. Punta Arenas, mimo położenia na dalekim południu, jest największym patagońskim miastem w Chile. Luty to wciąż chilijskie kalendarzowe lato, ale w Punta Arenas było zimno, wietrznie i padało. Naszą główną motywację do zatrzymania się tu, był plan wizyty na wyspie Magdaleny i zobaczenia żyjącej na niej kolonii pingwinów.
Przebyliśmy kolejne kilometry na południe i wylądowaliśmy w Cochrane. Zrobiliśmy zakupy i szybki przepak, po czym ruszyliśmy do Parku Patagonia zwanego inaczej doliną Chacabuco.
Miejsce zaintrygowało nas nie tylko przestrzenią, przyrodą i możliwością zobaczenia guanacos (po polsku gwanko, czyli ssak z rodziny wielbłądowatych 🙂 ), ale również swoją historią.
Nasz ostatni przystanek na Galapagos to Puerto Baquerizo Moreno na wyspie San Cristobal – administracyjna stolica wysp (tą turystyczną jest zdecydowanie Puerto Ayora). Miasteczko jest nieco senne, idąc przez Malecon, czyli promenadę wzdłuż oceanu, o wiele częściej spotyka się lwy morskie niż ludzi…
Przypłynęliśmy do Puerto Villamil na wyspie Isabela – największej w archipelagu Galapagos (100km długości) i mającej w swoim obrębie sześć wulkanów (pięć z nich jest aktywnych). Na Isabeli nie ma w ogóle asfaltowych dróg (tylko kawałek wybetonowanej alei z portu do miasta); nie ma tez zbyt wielu ludzi, także znów jest klimacik…