Tak to w życiu jest, że każda bajka kiedyś się kończy. Nasza zakończyła się tuż przed Bożym Narodzeniem. Wylądowaliśmy na gdańskim lotnisku z postanowieniem, że tym razem to już naprawdę koniec… W podróży spędziliśmy 14 wspaniałych, niezapomnianych miesięcy. Zobaczyliśmy miejsca, o których nam się nie śniło, przeżyliśmy mnóstwo pięknych emocji, spotkaliśmy wielu ludzi, ale też lepiej poznaliśmy siebie. Wyszliśmy poza schemat, co przez długi czas wydawało się nierealne.
Tag: Andy
W Cusco byliśmy w sumie ponad tydzień. Dużo czasu spędziliśmy snując się po mieście i odpoczywając. Ale nie tylko – postanowiliśmy pojechać na jednodniowy trek na Vinicunce, zwaną też Rainbow Mountain, lub, w wersji hiszpańskiej, Montaña de Siete Colores. Widoki były nieziemskie.
Do kanionu Colca decydujemy się jechać na zorganizowaną, trzydniową wycieczkę. Początkowo chcieliśmy iść sami, ale niski sezon, a co za tym idzie korzystne ceny, przekonują nas do opcji „agencyjnej”. Decydujemy się na wersję trzydniową (ta bardziej popularna to dwa dni w kanionie), bo chcemy mieć sporo czasu na „chillout” w oazie Sangalle na dnie kanionu. Nie żałowaliśmy, bo trafiła nam się nieduża (8 osób), ale fajna, niemiecko-irlandzko-argentyńska grupa, a dodatkowe popołudnie nad basenem w oazie było miłą nagrodą po dwóch dniach trekkingu.
Stęskniłam się za rowerem i na szczęście udało mi się namówić Mariusza na rowerową wycieczkę na Chimborazo. Wypad miał charakter zorganizowany, jak również downhillowy, choć był też element pieszy. Trafiliśmy na złą pogodę – padał deszcz i śnieg, ale daliśmy radę 😉 . Poniżej nasz foto-relacja.
Wracamy z Galapagos na kontynent i po krótkim przystanku w Quito jedziemy do Latacungi – bazy wypadowej do kolejnego treku. Chcemy przejść tzw pętlę Quilotoa, kilkudniowy trek przez Andy, który można zacząć lub skończyć na pięknej lagunie Quilotoa – zlokalizowanej w kalderze wulkanu i powstałej w konsekwencji jego erupcji około 800 lat temu.
Przed nami kolejny trekking – jedziemy do Laguny Cuicocha, niedaleko Otavalo. Lago Cuicocha dosłownie znaczy Jezioro Świnki Morskiej – na środku są dwie wyspy, z których jedna rzeczywiście trochę przypomina to zwierzę.
Drugiego dnia w Quito robimy wycieczkę na wulkan Pichincha, w którego zbocze wciśnięte jest miasto. Pichincha (4,784 m.n.p.m.) jest jednym z najbardziej aktywnych wulkanów w Ekwadorze, a ostatni raz dała o sobie znać w 1999, kiedy jej erupcja pokryła Quito kilkunastocentymetrową warstwą pyłów wulkanicznych. Teraz wygląda niewinnie…