Po pięciu miesiącach opuściliśmy Amerykę Południową. Dość dokładnie zwiedziliśmy Ekwador, Peru, Boliwię, Chile i Argentynę. Na chwilę „skoczyliśmy” też do Urugwaju i Brazylii. Przyjechaliśmy bez żadnych oczekiwań i z bardzo ramowym planem. Ameryka Południowa często nas zachwycała, czasami zaskakiwała, bardzo rzadko rozczarowywała.
Tag: Argentyna
Nasza południowo-amerykańską przygoda powoli zaczęła dobiegać końca, a my postanowiliśmy zakończyć ją efektownie – wypadem do Iguazú, czyli największego na świecie kompleksu wodospadów. Początkowo zastanawialiśmy się, czy nie zrezygnować z tej wycieczki – trochę ze względów kosztowych, a trochę dlatego, że było nam po prostu nie po drodze. Jednak wiele napotkanych na trasie osób bardzo polecało nam Iguazú. Kiedy odkryliśmy, że bilety na samolot są w cenie autobusowych (podróż drogą lądową trwa ponad 24 godziny…), to decyzja w zasadzie podjęła się sama.
Po dotarciu do argentyńskiego El Chaltén potrzebowaliśmy kilku dni leniuchowania. Kiedy już naładowaliśmy akumulatory, ruszyliśmy w góry. Zrobiliśmy w sumie trzy całodniowe treki i kilka wypadów na punkty widokowe wokół miasta. Plany były bardziej ambitne, ale pokrzyżowała je patagońska pogoda. Na szczęście na dwóch kluczowych wypadach, czyli pod Fitz Roy’a i pod Cerro Torre, było słonecznie i (momentami) prawie bezchmurnie.
Pamiętacie taką scenę z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, jak jeden facet mówi do drugiego: „Ja, to proszę pana, mam bardzo dobre połączenie: wstaję rano, za piętnaście trzecia; latem to już widno. (…) Śniadanie jadam na kolację, więc tylko wstaję i wychodzę.” A potem opowiada jak idzie pięć kilometrów na pekaes, jedzie z mleczarnią, przesiada się na kolejkę, autobus, a potem na tramwaj. No to właśnie z przedostaniem się z Chile do Argentyny na końcu Carretery Austral jest bardzo podobnie. Tylko zajmuje to trochę dłużej…
Tęsknota za górami i trekkingiem popycha nas do kilkudniowego wypadu do Argentyny (do której oczywiście jeszcze wrócimy). Jak dotąd jechaliśmy głównie z północy na południe, teraz odbijamy na wschód. Z chilijskiego Puerto Varas, które jakoś nam nie leży, jedziemy do Bariloche.