Nie ma co tu kryć – podróżowanie to nie tylko piękne chwile. Zdarzają się też kryzysy. Dla mnie pierwszy nastąpił w okolicach Bożego Narodzenia i trwał do Trzech Króli. Cóż za zbieg okoliczności 🙂 .
Kategoria: Blog Page 5 of 6
Machu Picchu to kulminacyjny punkt chyba każdego wyjazdu do Peru. Dla nas również był to ważny element podróży, choć mieliśmy obawy czy rzeczywistość sprosta sławie zaginionego miasta Inków i wysokim oczekiwaniom z nim związanym.
Arequipa, czyli białe miasto. Znane ze swojej kolonialnej architektury (zbudowanej z wulkanicznej skały sillar), klasztoru Santa Catalina oraz Juanity (lodowej mumii inkaskiej dziewczynki, złożonej w ofierze na szczycie wulkanu Ampato). Spędziliśmy w tym mieście kilka dni, odpoczywając, planując wypad do kanionu Colca i zwiedzając. Poniżej subiektywna lista tego, co trzeba, a co można zobaczyć w Arequipie.
Nazka początkowo nie była na liście naszych podróżniczych priorytetów w Peru. Zdecydowaliśmy się tam pojechać, a następnie polecieć awionetką nad słynnymi liniami, zachęceni rekomendacjami poznanego w Ekwadorze podróżnika. Nie żałujemy, bo linie Nazka, wraz ze swoim pustynnym otoczeniem i nadal nie do końca odkrytymi tajemnicami, zaczarowały nas totalnie. Częścią tej magii są dla nas historie, które nieodłącznie się z liniami wiążą.
Po kolejnym dniu odpoczynku w Huaraz, wreszcie wyruszamy na trek Santa Cruz. O 5 rano wsiadamy do minibusa do Yungay, gdzie przesiadamy się do kolejnego, nieco bardziej „rozklekotanego”, który zawiezie nas do wioski Vaqueria – początku treku. Z Yungay mamy do pokonania 60km – niby niedużo, ale droga jest gruntowa, dziurawa i pełna serpentyn.
Planując podróż po Peru, kluczowym przystankiem, chyba najbardziej przeze mnie oczekiwanym, były Kordyliery, a w zasadzie Kordyliera Biała. Jadąc z Ekwadoru, był to też jeden z naszych pierwszych przystanków w Peru – po rozczarowującym Chiclayo i niezłym Trujillo (Chan Chan polecamy).
Wracamy z Galapagos na kontynent i po krótkim przystanku w Quito jedziemy do Latacungi – bazy wypadowej do kolejnego treku. Chcemy przejść tzw pętlę Quilotoa, kilkudniowy trek przez Andy, który można zacząć lub skończyć na pięknej lagunie Quilotoa – zlokalizowanej w kalderze wulkanu i powstałej w konsekwencji jego erupcji około 800 lat temu.
Nasz ostatni przystanek na Galapagos to Puerto Baquerizo Moreno na wyspie San Cristobal – administracyjna stolica wysp (tą turystyczną jest zdecydowanie Puerto Ayora). Miasteczko jest nieco senne, idąc przez Malecon, czyli promenadę wzdłuż oceanu, o wiele częściej spotyka się lwy morskie niż ludzi…
Przypłynęliśmy do Puerto Villamil na wyspie Isabela – największej w archipelagu Galapagos (100km długości) i mającej w swoim obrębie sześć wulkanów (pięć z nich jest aktywnych). Na Isabeli nie ma w ogóle asfaltowych dróg (tylko kawałek wybetonowanej alei z portu do miasta); nie ma tez zbyt wielu ludzi, także znów jest klimacik…
Nareszcie! Lecimy na Galapagos! Nie mogłam się doczekać tego momentu… Na lotnisku w Quito przed standardową kontrolą bezpieczeństwa i nadaniem plecaków musimy kupić wizę na Galapagos i przejść dodatkową kontrolę dużego bagażu – na wyspy nie można wwozić owoców, nasion, orzechów i wielu innych produktów pochodzenia organicznego. Chodzi o to, żeby nie zaburzać ekosystemów wysp – obce rośliny i zwierzęta są potencjalnym zagrożeniem dla endemicznych gatunków.